środa, 15 sierpnia 2012

Hasta luego Espana!

Image and video hosting by TinyPic

13 sierpnia 2012r., g. 20.58
To już ostatni raz kiedy jestem w mojej kawiarni. To już ostatni raz kiedy przechadzam się tymi uliczkami, kiedy widzę te miejsca, tych ludzi. Wszystko jest już ostatni raz.

Zanim tu przyszłam pożegnałam się z dzieciakami. Z racji iż tylko rodzice zawożą mnie jutro rano na lotnisko, chłopcy nie mieliby z kim zostać, dlatego Cristina odwiozła ich na farmę. Zanim to się stało, zrobiliśmy sobie urocze zdjęcia, a potem nadszedł czas pożegnań. Chyba nikt tego nie lubi, a przynajmniej ja na pewno nie. Przytuliliśmy się mocno, dałam im wielkie buziaki w czoła i venga va, a coche (dalej, do auta).Jeszcze zanim odjechali dałam każdemu z nich po drugim całusie. Roger odwzajemnił się, całując mnie mocno w policzek. Po Guillemie widać było, że jest naprawdę smutny. Cristina widziała moją twarz i kazała mi już iść. Słusznie. Poszłam, a łzy same napłynęły mi do oczu i spłynęły po policzkach. Madre mia… Możliwe, że już ich więcej nie zobaczę. Jednak przez cały ten czas, przez te 6 tygodni przywiązałam się do nich, nawet o drobinę, ale jednak. Nawet teraz gdy to piszę, co chwilę się wzruszam i chce mi się płakać. Mimo tych złych momentów, które się zdarzały, pamiętam głównie te dobre, to właśnie one są najważniejsze. Ten uroczy śmiech Rogera, granie z Guillemem w Plants vs. Zombie, wspólne kąpiele w basenie, rzucanie się balonami z wodą, czy bieganie po ulicy za motorem na baterie. To właśnie jest ważne i warte zapamiętania. To co mnie tu spotkało, jest nie do opisania. Przygoda jedyna w swoim rodzaju. Przygoda na całe życie. Jestem wdzięczna tym ludziom, że przyjęli mnie tak ciepło. Traktowali mnie jak członka swojej rodziny. Zaufali mi, opiekowali się mną, robili wszystko, bym czuła się tu jak najlepiej. Jestem im za to dozgonnie wdzięczna. Miałam wielkie szczęście, że na nich trafiłam.
Image and video hosting by TinyPic
Image and video hosting by TinyPic
Image and video hosting by TinyPic
Image and video hosting by TinyPic
Image and video hosting by TinyPic

14 sierpnia 2012r., g. 9.44
Za minutę mam planowany odlot, co w praktyce oznacza, że i tak minie jeszcze trochę czasu zanim ruszymy na pas startowy.
Ta noc była długa, bardzo długa. Po tym jak się w końcu spakowałam (o dziwno walizka domknęła się bez żadnego problemu, mogłabym tam jeszcze wrzucić kilka rzeczy), umyłam się i położyłam spać. Niestety, emocje w połączeniu z pracą mojego mózgu nie pozwoliły mi tak szybko zasnąć. Myślałam dosłownie o wszystkim, przewracałam się z boku na bok i nic. W końcu się udało, ale nie na długo. Po półtorej godzinie obudziłam się i ponownie nie mogłam zasnąć, a pobudka o 6 rano. Efekt tego był taki, że spałam tylko 3h, a do tego i tak wstałam przed budzikiem. Jak widać mój organizm w takich sytuacjach działa jak chce i ma gdzieś to, że potem będzie wyczerpany.

(g. 9.55 - Nadal stoimy, poszukiwane są jeszcze dwie osoby, które nie dotarły… Co za życie…)

Moja podróż na lotnisko zaczęła się jeszcze o zmroku, ale z każdą minutą robiło się coraz jaśniej. (Zawiozła mnie tylko Cristina, bo Carlos musiał iść do pracy). Po prawej stronie oglądałam piękne morze, a po lewej i na wprost – góry. Wielkie pomarańczowe słońce wychodziło zza drzew i oświetlało nasze twarze. No dobra, żeby nie było tak wspaniale, to prawda jest taka, że waliło po oczach na maksa, aż nie dało się patrzeć. Ale widoki były piękne.

Dotarłyśmy, odprawiłam się i o dziwo moja walizka nie ważyła wcale tak dużo jak sądziłam! Już obmyślałam plan, co po kolei będę wyjmować i wkładać do bagażu podręcznego, by zmniejszyć jego wagę. Bardzo się zdziwiłam, gdy waga wyświetliła raptem 26,5 kg!

(g. 10.02 – Zaraz ruszamy, zaginione osoby się nie odnalazły. Zaczyna się przedstawienie – co, gdzie i jak w razie katastrofy. Mimo iż widziałam i słyszałam to już naprawdę wiele razy i tak to oglądam.)

Cristina odprowadziła mnie do miejsca kontroli bagażu podręcznego (dalej mogą iść już tylko podróżni), pożegnałyśmy się i poszłam.

(g. 10.09 – Wjeżdżamy na pas startowy, to już ostatnie chwile kiedy widzę ten kraj.)

Zjadłam śniadanie, odwiedziłam sklep bezcłowy i zostało mi już tylko 30 min., więc udałam się na końcową odprawę. Jak się okazało tłum Polaków czekał już w zniecierpliwieniu tworząc ogromną kolejkę. Znowu siedzę przy oknie (tak jak chciałam), obok mnie jest dwóch Hiszpanów, a przede mną znowu Polka rozmawiająca po hiszpańsku ze swoim kolegą z owego kraju. Fakt, dziewcze zna ten język, ale mówi w tak nużący sposób, że nie dość że człowiek przysypia, to jeszcze od razu wiadomo, że jest z innego państwa. Skoro już opanowała hiszpański, to teraz mogłaby się skupić na wymowie i charakterze wypowiedzi. (Wiem wiem, ja kurde się znam, specjalistka od siedmiu boleści się znalazła). Już nawet ja, mimo dość małego zasobu słów, staram się wypowiadać z tą hiszpańską werwą, czasem krzykiem, zaciąganiem i podnoszeniem głosu (owszem, nie zawsze, ale staram się). To po prostu trzeba poczuć. W szkole językowej Cię tego nie nauczą. By się tego nauczyć, trzeba z tym obcować.

g. 10.20 – Pas startowy, gaz do dechy, wbija nieźle w fotel. Lubię to uczucie kiedy nagle wzbijasz się w powietrze. Przełykasz ślinę by odetkać zatkane pod wpływem ciśnienia uszy. Widzisz lotnisko, pola, góry, morze. Samolot przechyla się raz w jedną, a raz w drugą stronę. Przez sekundę się opuszcza, czujesz jakbyś spadał. Wszystko staje się coraz mniejsze i bardziej odległe. Mijasz już pierwsze chmury. Widzisz białe malutkie statki pływające po tym ogromnym niebieskim morzu. Dalej wzbijasz się coraz wyżej i wyżej, ale już nie tak gwałtownie. To niesamowite dla pasażera, a teraz pomyśl jak czuje się pilot. Ogląda cały ten błękit od przodu, przez wielkie okna. Genialne.

Wyglądam jak zwykły turysta. Ale tak naprawdę nim nie jestem. Jestem kimś zupełnie innym. Turyści nie doświadczają tego co ja. Nie mówię, że są gorsi, a ich sposób wypoczynku jest zły. Nie. Ja po prostu nie czuję się teraz wcale jak turystka. Nie chcę by tak mnie postrzegano. Bo to nie to samo. Czuję się wspaniale. Odważyłam się, porwałam się na coś takiego i udało się. Zrealizowałam swój plan. Zmieniam się. To ludzie mnie zmieniają, otoczenie, miejsce w którym mieszkam. Czuję się w pewien sposób bardziej dojrzała. Czuję się odważna, wiem że zrobiłam coś, o czym inni tylko myślą. A ja to zrobiłam. Może to nic takiego, może ten wyjazd nie jest niczym wielkim. Z jednej strony wcale nie czuję, bym dokonała czegoś wielkiego, z drugiej zaś, gdy słyszę od kogoś, że podziwia mnie i to co zrobiłam, czuję że to wcale nie taka drobnostka. W zasadzie nie wiem co myślę, co czuję. Wiem jedynie, że nie żałuję. I to chyba jest najważniejsze.

Napisałam wczoraj list do mojej host rodziny. Tak było mi łatwiej zebrać wszystko w jednym miejscu, by o niczym nie zapomnieć. Napisałam jak bardzo ich lubię i jak jestem im wdzięczna za wszystko. Nasłodziłam im porządnie, ale zasługują a to, więc dlaczego nie? Zostawiłam go na biurku w moim pokoju. Mam nadzieję, że uśmiechną się podczas czytania tego listu.

g. 11.55
Jeszcze godzina i jestem w Polsce! To już tak niewiele. Zawsze gdy skądś wracam mam myśli typu ‘jeszcze kilka godzin temu stąpałam po hiszpańskiej ziemi, a teraz siedzę w moim kochanym domu’. To takie niesamowite, że dzięki samolotom, podróżowanie jest tak szybkie i łatwe!

15 sierpnia 2012r., g. 13.37
Ostatnią godzinę mojego lotu spędziłam na rozmowie z hiszpanem, który siedział obok mnie. Zapytał się o której planowo lądujemy i potem jakoś się potoczyło. On i jego kuzyn przyjechali do Polski na 10 dni. Chcą zwiedzić Warszawę, Częstochowę i Grabarkę - małe miasteczko blisko Białorusi. Ponadto, ów kuzyn robi tu reportaż fotograficzny nt. ortodoksyjnych pielgrzymów. Swoją drogą jestem ciekawa tych zdjęć, bo jak patrzyłam na jego stronę, to niektóre fotografie robią naprawdę ogromne wrażenie (www.jordipizarro.com).
Wymieniliśmy się kontaktami i rozeszliśmy się w swoje strony. Możliwe że spotkamy się jeszcze tu w Warszawie.

Mam depresję popowrotową. Wczorajszy deszcz, chmury, brak słońca, zimno. Wszystko jest takie szare i smutne. Chcę wrócić do Hiszpanii. Nie wiem co się ze mną dzieje, bo czuję że to nie tylko chodzi o temperaturę, ale o coś więcej. Boję się tego. Poczekamy trochę czasu i zobaczymy jak będzie dalej. Ale źle się czuję.