sobota, 11 sierpnia 2012

O wszystkim i o niczym

Image and video hosting by TinyPic
Dawno dawno temu żyła sobie królewna. Niestety, ale jej wioskę zaczął nawiedzać smok i zabierać ludzi. Pewnego razu porwał i ją. Dzielny rycerz Jordi udał się do smoka. Odważny śmiałek zabił go mieczem i uwolnił królewnę oraz jej poddanych. Ze smoka wypłynęła krew, a w tym miejscu jako symbol zwycięstwa, urósł krzak róży. Obecnie w Hiszpanii 23 kwietnia jest świętem narodowym, jako dzień św. Jordiego. W tym czasie każdy mężczyzna daje kobietom czerwone róże. Później one zaczęły się im odwzajemniać podarunkami z książek. Jest to również światowy dzień książki.

8 sierpnia, g. 18.30
Wiecie kiedy jest najlepsza pora by przyjść na plażę? Właśnie teraz. Słońce nie jest tak ostre jak w ciągu dnia, woda jest przyjemnie ciepła, a temperatura jest nieco niższa. Można już chodzić gołymi stopami po piasku, nie martwiąc się o poparzenie. By wytrzymać w słońcu, nie potrzeba już parasola. Jest idealnie, naprawdę cudownie. Śmiało mogę powiedzieć, że Tarragona ma bardzo ładne plaże, a przebywanie tu to sama przyjemność.

Przyjechałam tu z Cristiną i Guillemem, bo ma tu dziś trening taekwondo. Swoją drogą, to bardzo fajny sposób na połączenie zabawy i nauki. Cała grupa wzbudzała spore zainteresowanie plażowiczów. Małe dzieciaki (nawet takie 4letnie) biegały po piachu w za dużych białych strojach, krzyczały i wywracały się. Potem ćwiczyli również w wodzie. Wszystko wyglądało bardzo sympatycznie. Chociaż nie powiem, gdy doszło do walk, dwie małe dziewczynki pokazały co potrafią. Nie oszczędzały siebie nawzajem. Wymierzały sobie porządne (jak na 6 latki) ciosy, wydając przy tym różne okrzyki.
Image and video hosting by TinyPic
Image and video hosting by TinyPic
Image and video hosting by TinyPic
To pierwszy raz tutaj w Hiszpanii, kiedy znalazłam muszelki! Moja mama zawsze je zbiera, nie ważne gdzie jest, dlatego i ja chodziłam po plaży w poszukiwaniu tych najładniejszych. Niestety są malutkie i w większości całe białe, więc nic specjalnego, ale jednak muszle to muszle. Poczułam się trochę jak kiedyś, gdy byłam jeszcze dzieckiem i czy to w Polsce, czy za granicą, zawsze zbierało się muszelki.

Wracaliśmy podczas zachodu słońca. Uwielbiam to uczucie, kiedy mkniemy autem, słuchamy przyjemnej muzyki, wiatr rozwiewa mi włosy, a ja z jednej strony widzę morze, a z drugiej góry. Niesamowity widok. To jest właśnie taki moment, w którym mam wiele przemyśleń. Dosłownie o wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło, czy iść biegać, jaki będzie kolejny dzień, co zrobić gdy wrócę itd. To taka chwila wytchnienia i trochę zadumy.

9 sierpnia
Dzisiejszego wieczora, znowu pojechaliśmy do Salou. Jak zawsze było przyjemnie. Mam kilka zdjęć do pokazania.
Image and video hosting by TinyPic
Image and video hosting by TinyPic
Image and video hosting by TinyPic
Image and video hosting by TinyPic
Image and video hosting by TinyPic
Image and video hosting by TinyPic

11 sierpnia, g. 10.24
Dziś już jest sobota. Rozpoczął się kolejny dzień. Zostały mi już tylko 2 całe dni. To już tak niewiele. Pamiętam, gdy tu przyjechałam. Pamiętam mój pierwszy dzień, kiedy o 8.30 prasowałam ubrania, słuchając hiszpańskiej telewizji, kiedy Guillem rysował drzewo genealogiczne, kiedy próbowaliśmy bawić się łódką w basenie, kiedy rozmawiałam z mamą, że nie chcę tu być, że chcę wyjechać, nawet już, że źle się tu czuję i nie chcę spędzić w ten sposób 6 tygodni. Pamiętam jak prawie się popłakałam, bo tak bardzo nie chciałam tu być, tak źle się czułam. Pamiętam jak wyszłam z domu by biegać, by odciąć się od tego. Zobaczyłam miasto, w moich oczach wyglądało wtedy zupełnie inaczej, wszystko było inne. A dziś? Kończy się już mój pobyt w tym miejscu. Gdy o tym pomyślę, gdy przechadzam się uliczkami, czuję sentyment do tego miejsca, wiem że będę tęsknić. Za tymi potwornie długimi pociągami przejeżdżającymi tuż obok domu, za popołudniową kawą, za pomykaniem na hulajnodze, za parkiem, który codziennie mijam, za restauracją w której codziennie jem, za ludźmi których codziennie spotykam, za moim łóżkiem rozkładanym z szafy, za wszystkim tym co tu jest. To wszystko co się wydarzyło pozostanie w moich wspomnieniach. Dobrze, że pisałam bloga, dzięki niemu mogę chociaż w pewnym stopniu do tego powrócić. To co się wydarzyło, to że jestem w Hiszpanii, w Reus, mieszkam u obcych ludzi, opiekuję się ich dziećmi, to wszystko nie dzieje się codziennie. Nie każdy doświadcza czegoś takiego. Nie każdy się odważy. Ja zaryzykowałam. I nie żałuję, bo to przygoda jedyna w swoim rodzaju. Trzeba poczuć to na własnej skórze, by zrozumieć. Mój wyjazd się kończy, ale kto powiedział że to koniec? Może właśnie to początek czegoś nowego, zupełnie innego? Zobaczymy. Na razie wiem, że chcę tu jeszcze wrócić, nawet przejazdem, nawet na jeden dzień. Chcę znowu przejść się tymi uliczkami, obok tego baru gdzie loża szyderców (panowie +50) zawsze się za Tobą oglądają, chcę wypić kawę w mojej kawiarni, kupić owoce w muzułmańskim sklepie, widzieć jednocześnie góry i morze i zachwycać się ich ogromem, chcę poczuć ten wiatr we włosach i ciepło słońca na skórze. Mimo iż będzie zupełnie inaczej, chcę tu wrócić.