wtorek, 24 lipca 2012

Co kraj to obyczaj

Image and video hosting by TinyPic 
Hola guapos!


g. 19.00
Ponownie siedzę w mojej kawiarni i  popijam słodkie cappuccino. Słońce powoli zachodzi. Tak, właśnie rozpoczyna się czas, w którym reusowska młodzież opuszcza swoje domy i wybywa w miasto. Umyci, wyperfumowani, żel we włosach, tapeta na twarzy i lecimy. Chcą się pokazać, nie chcą być gorsi od innych. Letni ciuszek, swobodny, luzacki chód. Zazwyczaj w grupach, czasem po 2 - 3 osoby. I nie chodzi o to by gdzieś pójść, napić się, czy zjeść. Chodzenie jest celem samym w sobie. Idą przez całe centrum. Nigdy nie zobaczysz ich siedzących, czasem tylko przystaną, by przywitać się z właśnie napotkanymi znajomymi. Dzieciaki jak dzieciaki. Takie same na całym świecie. Nic nadzwyczajnego, ale dużo ich w tych godzinach. Roją się między rosyjskimi turystami, rodzinami z dziećmi i starszymi małżeństwami. Swoją drogą, ciekawe co robią całe dnie, skoro wychodzą na wieczór, jak wampiry w ciemnościach. Może siedzą w internecie, oglądają telewizję, albo jeżdżą na plażę? 


A tak poza tym, to coraz częściej spotykam te same twarze. I nie mówię tu o kelnerce w kawiarni, czy facecie w warzywniaku. Chodzi o przypadkowo napotkane na ulicy osoby. Takie są skutki coraz dłuższego życia w jednym miejscu.


Będąc jakiś czas temu w całkiem sporym supermarkecie, natrafiłam na piniatę. Jest to hm... Trudno to nazwać. Jest to coś, co zawiesza się np. na gałęzi, w środku są cukierki, a dzieci z przepaską na oczach, uderzają w to kijem, tak by pękło i cała zawartość wyleciała na ziemię. Zazwyczaj jest to rozrywka na dziecięcych przyjęciach urodzinowych. Swoją drogą, zawsze kojarzyło mi się to z Meksykiem, a nie z Hiszpanią, ale i tak wydaje mi się to fajne. 
Image and video hosting by TinyPic
Tak jeszcze o supermarketach, to mogę powiedzieć, że w sobotę upiekłam ciasto na niedzielne plażowanie. Było to zwykłe apple pie, do którego potrzebowałam mąki ziemniaczanej. Jednak, co się okazało? W tym kraju, w zwykłym, przeciętnym supermarkecie nie ma czegoś takiego jak harina de patata (mąka ziemniaczana). Jest mąka kukurydziana, do pizzy i wiele innych, ale zwykłej ziemniaczanej brak. A sprzedawcy na pytanie gdzie i czy w ogóle taka jest, tylko krzywili się pytająco. Poradziłam sobie bez niej, ale przecież to nie jest jakiś nadzwyczajny składnik, dlatego co i rusz jestem tu zaskakiwana prostymi rzeczami. Mogę jeszcze dodać, że jabłka to mamy lepsze. Nieporównywalnie lepsze. I bez dyskusji.
Image and video hosting by TinyPic
Tak mi się jeszcze przypomniało, że będąc ostatnio na plaży z Lourdes, jej mąż Antonio pokazał mi swój zegarek. Ale nie był to taki zwykły zegarek. Był kataloński. Katalończycy muszą chyba mieć wszystko inne. Czasami to jest szalone. Dla jasności, ten zegarek wskazuje 20:48.
Image and video hosting by TinyPic
Już jakiś czas temu zauważyłam, że całkiem sporo ludzi (głównie mężczyźni) samemu robi sobie papierosy. Normalnie w kawiarni, czy innym publicznym miejscu, wyjmują swój tytoń, bibułkę i filtr, skręcają i palą. I nawet nie śmierdzi to tak jak niektóre fajki.

Co jeszcze jest tu inne niż u nas? Można prowadzić auto po alkoholu. A przynajmniej tak mi się wydaje. Ale nie sądzę by Carlos, czy Antonio ryzykowali mandatem i punktami karnymi, by wypić jedną szklankę piwa. Nie wiem jak duży procent alkoholu we krwi jest dozwolony, ale osobiście mi się to nie podoba. Ale co kraj, to inne prawo.

Kupiłam dziś bilet powrotny. Planowane jest, że 14 sierpnia o 12.55 będę na lotnisku w Modlinie. Stamtąd odbierze mnie tata i siup do domu. Cieszę się na tę myśl, że wrócę po tak długim czasie. Jestem tu już 3 tygodnie. Połowa już za mną. Teraz już tylko z górki, trzeba korzystać póki można.

Adiós amigos!