Hola amigos!
Jest godzina 15.45, zaczął dzwonić kościelny dzwon, powiewa
lekki wilgotny wiaterek. Nie jest za ciepło, ani za zimno. Siedzę w jednej z
kawiarni popijając słodkie ale zimne frappe. W koło sporo ludzi, mimo wszystko głównie
Hiszpanie.
Jestem już po lunchu, zostawiłam dzieci u babci, bo i tak u
niej jedliśmy i rozkoszuję się tą atmosferą, miastem, powietrzem, ludźmi i
kulturą. Muszę powiedzieć, że naprawdę odpowiada mi taki styl życia. Mam tu na
myśli zero pośpiechu, długie posiłki, spokojne życie. Tu sklepy zamykane są ok.
13, bo wszyscy idą na lunch. Otwierają się dopiero około 17. Przedtem w
zasadzie nie ma co tu robić, gdzie iść.
Dziś jadłam dotychczas najciekawszy posiłek. Była to paella
(czytaj: paeja). Jest to typowe danie hiszpańskie, mimo to, nie wiem na ile ta
wersja jest oryginalna. Ale to tak samo jak z kotletami schabowymi. Niby to
samo, a u każdego smakuje inaczej. Jednakże był to ryż z krewetkami, ośmiornicą
(chyba) i małymi pałkami kurczaka. I nie powiem, było smaczne. Do tego obok
(często tu tak jest) kawałki sałaty, pokrojone pomidory, czasem ogórek, czasem
oliwki, a to wszystko polane oliwą i balsamico (tak tak, balsamico, ale tu
smakuje zupełnie inaczej). Po obiedzie jak zwykle jest jakiś owoc. A muszę
powiedzieć, że tu, owoce są naprawdę pyszne, dojrzałe, słodkie, po prostu
idealne. Dlatego nawet nie jem tu zbytnio słodyczy, chociaż mogłabym razem z
chłopcami, tylko wcinam te owoce. W Polsce nie ma takich dobrych.
Wiem, że to co piszę, często jest bez jakiegokolwiek ładu i
składu, ale zazwyczaj piszę o tym co mi się aktualnie przypomni, więc
przepraszam za ten chaos.
Otóż co się dzieje podczas dnia? Ostatnimi czasy nic
nadzwyczajnego jak np. wyjazd na farmę czy na plażę. Jedyne co, to rozpoczęły
się wojny o to kto ma siedzieć w namiocie. Jakim namiocie? Takim żółtym ze
Sponge Bobem. Otóż Roger rozłożył go na środku salonu i od tego momentu, co
jakiś czas jest problem, a dlaczego Guillem siedzi w namiocie, a dlaczego Roger
nie, a dlaczego Guillem nie pozwala
wejść do środka Rogerowi, a dlaczego Roger dotyka namiotu itd. itd. Bywa
trudno. Ale bywa i słodko, nie powiem, ale to tylko czasami :P
Poza tym, jeśli jestem w domu sama z chłopcami, i chodzi o
coś trudniejszego niż zjedzenie obiadu czy pójście do basenu, używamy z Guillem
Google translatora. Dzięki Bogu mam netbooka, dzięki Bogu jest wifi, dzięki
Bogu on jest na tyle duży, że potrafi czytać, pisać i obsługiwać komputer. A tak mniej więcej wygląda to co muszę zrozumieć.
Roger NIE moze łaska, Tak?
nie, ale jeśli chcę, jeśli potrafisz'
(Chodziło o to, że Guillem chciał grać na nintendo, ale jak się okazało miał karę, a Roger i tak nie może, do końca tygodnia)
Nie dość, że większość ludzi używa tu Katalońskiego, a nie
Hiszpańskiego (co naprawdę utrudnia i ciągle nic nie rozumiem), to jeszcze Google
translator nie ułatwia sprawy na tyle na ile bym chciała. Ktokolwiek używał go
kiedyś, wie dokładnie o co mi chodzi.
Tak mi się przypomniało, że będąc na farmie w pewnym
momencie byłam przez chwilę zdezorientowana. Otóż Berta (lat 8), słodkim
zachrypniętym głosikiem, dosadnie, głośno i wyraźnie powiedziała ‘kurwa’. Wiem
wiem, po hiszpańsku to oznacza zakręt. Ale nie powiem, dziwnie się poczułam.
Heh, trochę polskości w tym innym świecie.
A tak jeszcze co do wczorajszego dnia, to koło 19
pojechaliśmy z jają (babcią) do Salou Beach. Jest to nadmorski kurort. Bardzo
przyjemny zresztą. Mnóstwo tam hoteli, straganów, ale i piękne plaże i nawet
port. Mam tu kilka zdjęć robionych jedynie telefonem i do tego z samochodu. Ale
wybiorę się tam na pewno jeszcze nie raz!
Poza tym, muszę się poważnie zastanowić, co chcę jutro
robić. Bo jak wiecie (albo i nie) jutro jest (w końcu) niedziela, czyli mój
jedyny dzień wolny. Cały dla mnie. Po pierwsze, mam zamiar się wyspać, bo jak
możecie zobaczyć na zdjęciu, mam ogromne wory pod oczami, bo codziennie śpię za
mało. Dlatego niedziela, to mój dzień święty. Trzeba go wykorzystać w pełni i
do tego dobrze. Myślałam czy by po prostu nie pochodzić po Reus, spokojnie, gdy
sklepy są otwarte (hmm, chociaż nie wiem czy jutro są otwarte, bo to niedziela…),
zobaczyć wszystko co mnie interesuje, pojechać do Salou Beach, wtopić się w
tłum turystów, robić zdjęcia i kręcić filmy. Bo niestety, ale minusem samotnych
wyjazdów jest to, że gdy chcesz iść do toalety w pociągu, czy wykąpać się w
morzu, nie możesz, bo masz bagaż. Mniejszy, większy, ale jednak. I wiadomo, nie
zostawię torby z aparatem, pieniędzmi, dwoma telefonami, mp3 i innymi bzdurami
na plaży. Dlatego możliwe, że jutro po prostu będę jak śmieszny japończyk,
ciągle z aparatem w ręku i uśmiechniętą japką. I dobrze, mi to sprawia
przyjemność, a przecież o to chodzi. Gdy wychodzę sama do miasta, po prostu się
przejść, nawet na godzinkę, naprawdę mi dobrze. Z uśmiechem na twarzy kroczę w
rytm muzyki. Nawet teraz, idąc do kawiarni, uśmiechałam się pełną gębą, a co
więcej, jacyś chłopcy siedzący na ławce udawali, że grają na perkusji,
uśmiechnęłam się do nich, a oni do mnie. I o to chodzi, bo uśmiech to wspaniała
rzecz.
Z takich ciekawostek to zauważyłam, że tutaj często gdy ktoś
zamawia kawę, podawana jest ona w małej filiżance. Mocna, ciemna kawa. A obok
dostają szklaneczkę wraz z kostkami lodu. Przelewają do niej kawę i piją. Nie
wiem czy to coś specjalnego, możliwe że robią tak by w ciepłe dni napić się
czegoś pobudzającego i jednocześnie zimnego.
A co do Hiszpan, to Cristina nie raz powtarzała, że tu
kradną. Nie chodzi o Reus, ale ogólnie o Hiszpanię. Opowiadała o Lindzie
(poprzedniej Au pair), którą okradli w supermarkecie. Zabrali jej całą torebkę,
z paszportem, ubezpieczeniem, pieniędzmi, telefonem, ze wszystkim. A był to
dopiero jej drugi tydzień tutaj. Ale wszystko dobrze się skończyło, bo policja
znalazła tę torebkę. Dziś dowiedziałam się też, że i Kamilę okradli podczas jej
pobytu w Hiszpanii. No ładne rzeczy się tu dzieją. Ale to pewnie okradają
turystów. Nie trudno zauważyć kto nim jest, a kto nie. Mimo to, nie przyczepiałabym
Hiszpanii łatki złodziei. Obecne jest to na całym świecie i nic w tym nadzwyczajnego.
Mogę się pochwalić, że mimo iż nie chodzę głodna, i
momentami czuję że zjadłam naprawdę dużo, wcale nie przytyłam. A nawet schudłam
2 kg .
Pretty nice. Zobaczymy jak to będzie potem, a tym bardziej gdy wrócę, ale por
que no, hę?
Na dziś to już koniec. Jutro wolny dzień. Zobaczymy co będzie. A na razie, trzymajcie się ciepło! Wiem wiem, że w Polsce są upały, tak tylko chciałam zagaić rozmowę :P
Na dziś to już koniec. Jutro wolny dzień. Zobaczymy co będzie. A na razie, trzymajcie się ciepło! Wiem wiem, że w Polsce są upały, tak tylko chciałam zagaić rozmowę :P