wtorek, 3 lipca 2012

Welcome in Spain!

Image and video hosting by TinyPic
Hola amigos!
Właśnie czekam na otwarcie bramki. Monachium zaczęło się odprawiać, a potem pewnie już ja. Razem ze mną leci polska wycieczka dzieciaków ok. 14-18 lat. Ehh.. Wszędzie ich pełno.
-----
Jakiś czas potem.
Wsiedliśmy do samolotu, zajęliśmy miejsca, które zresztą nie były wcześniej ustalone, więc gdzie było wolne, tam można było usiąść. Ja znalazłam idealne miejsce. Siedziałam przy oknie, czyli tak jak chciałam, a poza tym koło mnie była polka lecąca z chyba chłopakiem - hiszpanem. Byli spokojni i normalni i nie było z niczym problemu. Niestety, ale tuż po zajęciu miejsc, pilot oznajmił nam że lot jest opóźniony o godzinę ze względu na burzę w Barcelonie. Taa.. W Polsce 32 stopnie, a w Hiszpanii burza. Co za paranoja. Poza tym, wpadła do samolotu osa. I był szał. A potem na koniec, było mi wstyd. Niestety, ale jakoś przyjęło się w polskiej kulturze, że gdy pilot wyląduje, ludzie zaczynają klaskać. Gdy byłam mała klaskałam razem z nimi. -.- Ale już od bardzo długiego czasu nie. No i ok, jeszcze to że ludzie klaszczą, jestem w stanie znieść, ale że ta wycieczka robiła sobie jaja i tylko wstyd polakom przynosiła klaszcząc długo po tym jak inni przestali, śmiejąc się z tego perfidnie i mając doskonałą zabawę. No mogliby sobie już odpuścić.
----
Jeszcze dłuższy czas potem.
Dolecieliśmy, moja walizka oczywiście była ostatnia. Ale zadzwoniłam wcześniej do Carlosa, że już jestem, a oni już na mnie czekali. Gdy wyszłam, to oni mnie znaleźli, od razu krzyczeli 'Ania! Ania!'. I nastał czas uścisków i całusków. Otóż w Hiszpanii (we Francji zresztą też, ale i pewnie w wielu państwach) w przeciwieństwie do Polski, nie całuje się na powitanie w policzek 3 razy, a 2. To taka anegdotka. I bardzo miło byłam zaskoczona jak ten młodszy z chłopców (Roger) rzucił się od razu z uściskiem :) Potem, idąc pod parasolem, trzymał mnie za rękę. I tak fajnie :)
Jadąc godzinę autem, słuchaliśmy relacji z meczu. Jak wiadomo, Hiszpania - Włochy 4-0. Będąc już w Reus, ludzie (co prawda nie było ich wcale dużo) krzyczeli na ulicach, kierowcy trąbili, widziałam nawet fajerwerki, a na domach, do dziś wiszą flagi. Lepiej niż święto narodowe! :p
----
Dzień 1
Wstałam koło 8, i od razu potem prasowałam ubrania przez godzinę. Potem koło 10.30 powstawały dzieciaki. Zjedliśmy razem śniadanie. Na szczęście cały dzień była w domu Cristina, bo niestety, ale nie umiem nic po hiszpańsku, niestety ale Cristina po angielsku też nie za bardzo. Czasem coś zrozumie, a czasem nie. Ale głównie się dogadujemy, bo dużo nie rozmawiamy :P Za to Guillem narysował mi ich drzewo genealogiczne. Ze strony mamy jest czwórka rodzeństwa gdzie u każdego z nich, jest dwójka dzieci, a ze strony taty dwójka rodzeństwa, też z dwójką dzieci każde. Więc spora rodzinka.
Potem kąpaliśmy się w basenie, bo młody dostał motorówkę na baterie i trzeba było ją wypróbować. O 13 wszyscy (oprócz taty, bo był już w pracy - w restauracji) poszliśmy do restauracji na lunch. Tam poznałam kucharza, dwie kelnerki i zjedliśmy spaghetti z cienkimi kotletami schabowymi. Kto dodaje kotlety schabowe do spaghetti? Nie mam pytań, to Hiszpania :P
Po powrocie do domu zrobiłam z Guillem ciasto marchewkowe. O 5 do domu wrócił na chwilę tata. Okazało się że dzieci jadają o 5 taki podwieczorek. To im zrobiłam kanapki z kremem czekoladowym. Potem przyszła babcia. A koło 19, miałam już takiego doła, że mało się nie rozpłakałam. Mam jakiś problem ze sobą, może moje wyobrażenie o tym odbiega od rzeczywistości, chociaż wcale nie tak bardzo, a do tego byłam bardzo zmęczona. Poza tym, rodzina jest miła, dzieci ogólnie grzeczne, jeszcze mi płacą, więc czego chcieć więcej? Rozmawiałam z mamą na skype. Miałam poczucie, że gdybym mogła to bym się spakowała i wyjechała. I żeby się odciąć, wyszłam na godzinę do miasta. Z muzyką w uszach (tak Emma, niszczę słuch) pobiegałam trochę, by się zmęczyć, by to wszystko zeszło ze mnie. I muszę powiedzieć że to mi naprawdę dużo dało. Poza tym, to miasto jest naprawdę ładne. My mieszkamy na jego obrzeżach, a centrum? Naprawdę ładne, i jeszcze ta dzielnica turystyczna w zasadzie, gdzie jest mnóstwo ludzi. I tam chyba jest moje miejsce do odpoczynku i zresetowania się. Pochodziłam po sklepach, noo i muszę powiedzieć, że konieczny będzie powrót wizzairem, bo ma limit bagażu do 32kg, a nie jak większość przewoźników do 20.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Odwieźliśmy też babcię i Cristina pokazała mi większą część miasta.
Potem wieczorem usmażyłam dzieciakom kurczaka i zastaliśmy sami, bo Cristina musiała iść do restauracji. Pogadałam jeszcze z moim tatą i bratem, a gdy wrócili hiszpańscy rodzice, zwołałam wszystkich na dół do kuchni i dałam im prezenty. Byli bardzo zadowoleni, że aż zrobiliśmy sobie wszyscy zdjęcie z tymi prezentami :) To było naprawdę miłe i wtedy bardzo poprawił mi się humor. A Carlos powiedział, że jutro (czyli już dziś) spróbujemy tej wódki :D Będzie ciekawie. I te ich miny, to będzie bezcenne :P 

A teraz już czas kończyć. To był tak z grubsza mój pierwszy cały dzień w Hiszpanii. A teraz idę budzić dzieciaki, bo już późno, a potem jedziemy kupić im książki do szkoły. 
Adijos amigos! See u later!