środa, 4 lipca 2012

Ciekawostki z życia wzięte

Image and video hosting by TinyPic

Hola!
Emma, chciałaś jakieś ciekawostki odnośnie miasta. Więc dobrze. Wszędzie są ronda. Tu praktycznie nie ma normalnych skrzyżowań, tylko wszędzie ronda. Poza tym, mnóstwo ludzi biega w tym mieście. Z psami, bez psów, z dziewczyną, w grupach, samotnie, jak kto lubi. I to jest super. Cristina mówiła, że jest tu bardzo dużo muzułmanów, no i fakt, jest ich sporo. I jeszcze jako taką ciekawostkę mogę powiedzieć, że ponoć tylko w Catalonii jedzą podpieczoną na krucho w piekarniku bagietkę, którą następnie nacierają pomidorem, a potem polewają oliwą i posypują solą.

A jak minął drugi dzień? Otóż już z samego rana miałam poczucie marności nad marnościami, nicości wszelakiej oraz bezradności. Otóż Roger (ten młodszy) nie chciał wstać, przez godzinę. Próbowałam go obudzić i ja, i Guillem, aż w końcu zadzwoniłam do Cristiny że sobie nie radzę, bo co ja mam takiemu dziecku powiedzieć jak ono uparcie i kurczowo trzyma się łóżka? Szczególnie że mieliśmy pójść do restauracji na 11, a potem pojechać po książki do szkoły. Ale Cristina zrobiła to już sama. Dzięki Bogu, w międzyczasie przyszła Julia. Miła i otwarta prawie 16latka. Bardzo dojrzała i mądra. I co więcej, zna angielski! Pomogła mi z dzieciakami. Potem pojechaliśmy rowerami do restauracji, tam zjedliśmy i poznałam Orio - kuzyna, a jednocześnie brata Julii, i jego dziewczynę. Potem oni zagadali z mamuśką i wykombinowali, że Julia zostanie z dziećmi (tak naprawdę tylko z młodszym, bo starszy poszedł do kolegi), a ja pojadę z Orio i jego znajomymi na plażę! Ale zanim tak się stało zostałam sama z chłopakami w restauracji i bawiłam się z nimi. Tak naprawdę to tylko z młodszym, bo starszy czytał książkę. Ale było sympatycznie. A potem pojechałam na plażę! Ten piasek, ta woda, no po prostu cudo! Poznałam jeszcze koleżankę Oria, i koleżankę jego dziewczyny. Nie były one mną szczególnie zainteresowane. Wynikać to mogło też z faktu, że chyba nie potrafiły mówić po ang. No ale nic się nie stało, sympatycznie pogadałam sobie z kuzynem. I co mnie rozbawiło? Gdy oni weszli do wody, mówili jaka to ona zimna itd. To powiedziałam im, że noo, to nie wiedzą co to znaczy zimna woda, patrz: Bałtyk. Czułam się fantastycznie w tej prawie przezroczystej wodzie. Jedyne co, to problem z tym że jest ona pioruńsko słona.Tak słona, że po wyjściu z morza czujesz sól na całym swoim ciele. No ale należy się po prostu umyć :P

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic


Gdy wróciłam, poszłam znowu do restauracji, i z Julią i mamą poszłyśmy do parku, który był tuż obok. Tam Roger i Guillem grali z kolegami w piłkę nożną. I muszę wam powiedzieć, że koło 21 zrobiło się chłodnawo. Na tyle zimno, że chętnie bym założyła sweter. Ale ostatnimi dniami (ok, jestem tu raptem całe 2 dni, no ale przez te 2 dni) wcale nie jest tak gorąco jakby się mogło wydawać. Jest przyjemnie ciepło w ciągu dnia, a pod wieczór robi się chłodno. To jeszcze nie jest prawdziwa hiszpańska temperatura.

A dziś, zaraz idę budzić dzieciaki i razem z mamą i Julią jedziemy na farmę (cokolwiek to jest, bo nie sądzę by taka farma, tylko raczej domek na wsi czy coś) do dziadka. Cristina powiedziała mi też wczoraj, bym na tą farmę wzięła sobie coś do nauki, bo tam w zasadzie będę miała wolny czas. Jak dla mnie super, bo usiądę sobie spokojnie by się pouczyć. Przy kolacji dostałam też książkę do nauki 'First hundred words in Spanish' :) I uczyliśmy się podczas jedzenia. I stąd wiem że gorro to czapka na zimę, a gorra to czapka gdy jest ciepło. Dowiedziałam się też, że kaka (nie tak się pisze, bo sprawdzałam w słowniku, ale na obecną chwilę nie wiem jak) to kupka, a pipi to siku. Nie ma się co śmiać, przy dzieciach takie słowa są naprawdę potrzebne. Jednak nauka nie poszła w las :P
Dobra, idę, pa misiaki!