Tak, żyję, a to dowód na to.
Hola!
Znowu siedzę w mojej kawiarni, jem ciastka i piję kawę.
Słońce powoli zachodzi, ale dalej jest dość parno i bardzo ciepło.
W ostatnich dniach całkiem sporo tu rosyjskich wycieczek.
Nie wiem w zasadzie dlaczego, bo poza tym, że urodził się tu Gaudi (tak, to ten
od Sagrady Famili), poza tym że miasto jest całkiem ładne (szczególnie
centrum), poza tym że jest tu przyjemnie, to nie ma co tu robić ani zwiedzać.
Swoją drogą, Rosjan widać z daleka. I nie chodzi mi tu nawet
o aparaty w rękach. Bądź co bądź, ale rosyjska uroda jest charakterystyczna. Spojrzysz
w prawo, a tam Rosjanie, spojrzysz w lewo, a tam znowu Rosjanie, odwrócisz się,
a tam jeszcze więcej Rosjan. Nie żeby mi to przeszkadzało, bo nie, stwierdzam
tylko fakt. Może Reus jest jednym z punktów rosyjskich wycieczek objazdowych po
Hiszpanii?
Opowiadając dalej o ludziach, mogę znowu napomknąć o
tutejszych muzułmanach, hindusach i azjatach. Otóż kilka dni temu rozmawiałam z
Cristiną, o tym jaki to obecnie jest trudny czas dla Hiszpan z powodu
narastającego kryzysu i podwyższanych podatków, ale i o tym dlaczego właściwie
tutejsi mieszkańcy niezbyt przepadają za imigrantami. (Piszę tutaj o tym, o
czym mówiła mi host mama i jest to jej subiektywna opinia.) Nie chodzi tu o
żaden rasizm, zniechęcenie do innych nacji czy tym podobne kwestie. Sprawa ma
się tak: owi imigranci tworzą tu pewnego rodzaju getta. Zamieszkują te same
tereny, chodzą do tych samych szkół, mają swoje sklepy, restauracje, izolują
się. Dodatkowo nie uczą się hiszpańskiego, a jeśli już ktoś w rodzinie go zna,
to zazwyczaj ojciec - bo pracuje i dzieci – bo chodzą do szkoły. Matki
najczęściej niepracujące, siedzą w domu i wychowują dzieci. A co tak naprawdę
jest denerwujące? Fakt, że oni jako imigranci, dostają wsparcie od państwa. A
rodowici Hiszpanie nie, a tak samo pracują, tak samo wychowują dzieci. I tu
jest ten ból, że z założenia im jest łatwiej.
A teraz zupełnie o czymś innym. Ostatnio zastanawiałam się,
jakiej potrawy, jakiego produktu spożywczego będzie mi brakowało w Polsce. Coś
co tu jest, a u nas nie. I na chwilę obecną, poza owocami, mogę śmiało
powiedzieć, że będzie to Aquarius. Jest to takie nie wiadomo co. Niby woda,
niby Sprite, niby z gazem, niby bez. Nie wiem co to, ale jest dobre i szkoda,
że u nas tego nie ma.
Już jakiś czas temu, moją uwagę zwróciły pewne małe, bordowe
budki z napisem Once (jedenaście). W całym Reus widziałam ich naprawdę wiele, a
to nic innego jak loteria. Swoją drogą, w Barcelonie ich nigdzie nie widziałam,
więc nie wiem na jakiej zasadzie to działa. Cristina mi mówiła, że ta loteria
jest jakoś specjalnie dostosowana dla osób niewidomych. Ale trudno mi cokolwiek
więcej powiedzieć na ten temat.
Swoją drogą, bardzo dużo ludzi (nie wiem jak w całej
Hiszpanii, chociaż wydaje mi się że też) ma ptaszki w klatce. Zazwyczaj
papużki. Cały dzień słychać ćwierkanie w różnych miejscach i z różnych stron.
Również i moja host rodzinka ma dwie małe papużki, dokładniej nierozłączki.
Trudno było je uchwycić, bo non stop fruwały po całej klatce.
I jeszcze z takich ciekawostek, to chyba tylko w Polsce
występuje coś takiego jak lektor. Czy tutaj w Hiszpanii, czy we Francji, w
Niemczech, czy w wielu innych państwach na całym świecie, a na pewno w Europie
jest dubbing. W każdym zagranicznym programie, do każdej postaci jest podłożony
głos. Można rzec - jesteśmy wyjątkowi.
A jak z dzieciakami? W tym tygodniu od poniedziałku do
piątku, Guillem chodzi na ranne zajęcia sportowe. Dzięki temu mogę skupić się
tylko na Rogerze, co nie powiem, zaowocowało dużo lepszym kontaktem między
nami. Tak, tak, razem się bawimy, w zasadzie nie ma krzyku, płaczu, czy
jakiegokolwiek problemu. Roger wstaje, je śniadanie, myje zęby, ubiera się,
przed wyjściem kulturalnie zakłada czapkę, zatrzymuje się przed przejściem dla
pieszych, nie pędzi na hulajnodze byle by mi uciec, bardzo miło się bawimy czy
kąpiemy w basenie. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Ten tydzień (mimo iż jeszcze
się nie skończył), pod względem współpracy i kontaktu z nim mogę zaliczyć do
nie tylko udanych, ale i naprawdę przyjemnych i sympatycznych.
Problemy zaczynają się, gdy Guillem wraca :P Tak, tak, wiem
co mówię. Otóż starszy z chłopców często jest dość znerwicowany, rozdrażniony,
a do tego szybko się denerwuje, co przekłada na młodszego. Guillem krzyczy na Rogera,
pospiesza go, dokucza mu, czy go szturchnie. Mimo tego, ogólnie są to dobre
dzieci. Są mali, czasem się pokłócą, pokrzyczą na siebie, uderzą (niestety),
ale cóż poradzić? Są po prostu dziećmi. Jeden jest wart drugiego. Ale lubię
ich, bo to fajne, mądre chłopaki.
Adéu!
Adéu!